wtorek, 11 lutego 2014

Bólobójca



                Rok 1990 Naszej Ery. Na świat przychodzi dwunasta płyta „bogów metalu”. Już od samej okładki bije moc kilkuset koni mechanicznych. Głęboki granat nocnego nieba i ognista czerwień płonącego apokaliptycznego świata, smoczy stalowy rumak i równie stalowy jego uskrzydlony jeździec! Ogień i stal. I ta wysoko uniesiona triumfująca pięść – „teraz wam pokażę!”.


                „Boże, ale tandeta!” - chciałoby się dzisiaj powiedzieć… Ano, nasuwa się taka refleksja, owszem, ale tylko pod warunkiem, że nie słyszało się tego, co jest w środku! Ciekła brytyjska stal stopiona w ogniu wiecznie gorejących metalowych serc! Czerń skórzanych kurtek i blask chromu! Zębate koła, łańcuchowe reakcje, cięcie przestrzeni! Agresywny ryk motocyklowego silnika (zgadnijcie, jakiej marki?), tempo szalejących na najwyższych obrotach tłoków, żar ognia walącego strumieniami z rur wydechowych! Armagedon w cylindrze uwalnia boską moc! Siła, wolność i wiatr we włosach – „heavy fucking metal”! W końcu jedna z koncepcji głosi, że nazwa „heavy metal” pochodzi od pieszczotliwego określenia używanego przez motocyklistów na ukochane harleye…


                Jeśli Sauron zamknął całą swoją moc w pierścieniu, to „Ksiądz Judasz” kwintesencję metalu zawarł na tej płycie. Drapieżne, warczące gitary, częste zmiany tempa, bogaty zestaw perkusyjny, całe mnóstwo solówek, i melodii. Ściana dźwięku nie pozostawiająca ani odrobiny miejsca na ciszę, chociaż, jak przystało na weteranów pamiętających lata 70-te, dają więcej czasu strunom na wybrzmienie, niż ich następcy. Idealnie dobrane riffy i głos Halforda przechodzący od śpiewu do wrzasku. Pałeczki walą w bębny od prawej do lewej i z powrotem, stopy Travisa nie próżnują, palce migoczą na gryfach, a wajcha rozpala się do czerwoności. Trzech wioślarzy (Downing, Hill, Tipton) na koncercie ma przy czym demonstrować rytualny headbanging! Żadnego ściemniania klawiszami, żadnych (uwaga: powieje szowinizmem) żeńskich wokali (falset Halforda wystarczy), żadnego rozczulania - szybciej, mocniej, głośniej! I tak 10 razy!
                Większość płyt, nawet tych bardzo udanych, ma swoje mocniejsze i słabsze punkty: trzy kawałki super, trzy do dupy i cztery albo pięć przyzwoitych - ze średniej wychodzi, że całkiem dobra płyta. Ale nie Painkiller: on ma tylko mocne strony. Przynajmniej ja nigdy nie potrafiłem wskazać słabych, każdy utwór z tego albumu można nazwać metalowym hitem. Nie da się tu nic poprawić! Oto dzieło skończone – każdy element jest na swoim miejscu, każda zmiana czegokolwiek mogłaby tylko zepsuć efekt. Podobno każda epoka najlepsze dzieła wydaje u swego schyłku – tak jest i w tym przypadku: po tej płycie nagranie większego dzieła w konwencji heavy metalu było już zwyczajnie niemożliwe. Po Painkillerze dla „tradycyjnego” stylu heavy musiały nastać chude lata. I nastały, a muzycy zaczęli szukać nowszych środków wyrazu na podwórkach typu thrash, death, doom albo w ogóle uciekając w klimaty rockowe.

                Jeżeli ktoś chciałby zagłębić się w teksty, szukając życiowych prawd – odradzam. Jeżeli już ktoś to zrobił – no to co, że kicz? Że patos? Ba, ale co to za patos! To jest patos w najbardziej energetycznej formie, w jakiej człowiek jest w stanie wymyślić! To jest patos paradoksalny, bo nie na przegadaniu, a na najprostszej prostocie oparty! Tutaj każde słowo musi mieć siłę uderzenia w bęben! Efekt dłoni orzeźwiająco trzaskającej z liścia w pysk! Każdy wers musi nadawać się na nazwę gangu motocyklowego, zespołu, a przynajmniej na tytuł płyty (tłumaczenie moje):

Black thunder
White lightning
Speed demons cry
The Hell Patrol

Night riders
Death dealers
Storm bringers
Tear up the ground

Fist flying
Eyes blazing
They're glory bound
The Hell Patrol
(Hell Patrol)

Czarny grom
Biała błyskawica
Krzyk demonów szybkości
Piekielny Patrol

Nocni jeźdźcy
Handlarze śmierci
Przynoszący burzę
Rozdzierają ziemię

Lotna pięść
Błyszczące oczy
Stworzeni do chwały
Piekielny Patrol


               
                Z drugiej strony: czy można oczekiwać roztrząsania głębokich egzystencjalnych dylematów od tekstów towarzyszących muzyce brzmiącej jak tysiąc rozgrzanych do czerwoności silników? „Cierpienia młodego Waltera, którego 1200-tka nie rozpędza się do setki w 10s tylko w 15”? Nie! Tutaj forma musi równać się treści, a jedna i druga musi pozostawać mocna, jak stop, z którego odlano tłoki silnika! Painkiller pozostaje w 100% wierny konwencji. 

                Jeżeli wierzyć słownikom, angielskie słowo „painkiller” znaczy tyle, co „środek przeciwbólowy”. Ale żeby nie było łatwo: angielski „ból”, taki fizyczny, na który ma pomagać „painkiller”, to „ache”. Natomiast „pain” tłumaczy się raczej jako „cierpienie”, ból niekoniecznie fizyczny. Ha! I tutaj właśnie wychodzi cały kunszt poetycki „Księdza Judasza”! Cała artystyczna wrażliwość, przenikliwość i wizja świata została zawarta w tytule: oto „środek przeciwbólowy”, ale jaki! Lek na wszystkie bóle tego świata! Co więcej: eliksirem tym może być zawarta na płycie muzyka, ale może nim też być jazda na maszynie, która obdarza swego jeźdźca nieziemską mocą i pozwala mu czuć się bogom podobnym! Nie taki ten Judas ograniczony, jak by się na pozór wydawało! Tytułowy utwór opowiada wręcz o „Zbawicielu” (saviour) na stalowej bestii, pod której „śmiertelnymi kołami” pada całe zło ("Evils going under deadly wheels"). To się nazywa metalowa wyobraźnia!



                Płyta „bogów metalu” nie obyłaby się bez jakiegoś metalowego manifestu. Jest więc Metal Meltdown, przed którym „nikt się nie uchroni”(„no-one survives”). „Meltdown” to „przetopienie” (podobno także „topnienie rdzenia reaktora atomowego”…). Należy więc być pewnym, że prędzej czy później każdy na metala zostanie przerobiony. Wszak tylko w metalu zbawienie… Ale - bez obaw! Nie będzie tak źle, jeżeli przeanalizować zaprezentowany w ramach przyjętej na potrzeby płyty poetyki obraz metalowca (w mojej interpretacji):

LEATHER REBEL

Hero of the night
Blood and thunder
Rushing through me
Till the dawn of light
The sky is turning red

Like a renegade
All alone I walk through fire
Till I crash and blaze
I’m living on the edge

Start a chain reaction
Sears the neon light
Stealing all the action
Always takes the fight

Leather rebel
Lightning in the dark
Leather rebel
With a burning heart

Master of the streets
Bullet proof and bound for glory
Cities at my feet
I’m turning on the power

Running wild and free
No-one dares to stand before me
That’s my destiny
To rule the darkest hours

I can see my future
Writings on the wall
Legend in my lifetime
Stories will recall
BUNTOWNIK W SKÓRZE

Bohater nocy
Krew i grom
Pędzą przeze mnie
Do białego świtu
Niebo czerwienieje

Jak renegat
Samotnie kroczę przez ogień
Dopóki nie rozbiję się i spłonę
Żyję na krawędzi

Początek reakcji łańcuchowej
Rozpala światła neonów
Przejmuje każde działanie
Zawsze podejmuje walkę

Buntownik w skórze
Błyskawica w ciemności
Buntownik w skórze
Z płonącym sercem

Pan ulic
Kuloodporny i stworzony do chwały
Miasta u moich stóp
Włączam zasilanie

Dziko rozpędzony i wolny
Nikt nie śmie stanąć na mojej drodze
Oto moje przeznaczenie
Rządzić najciemniejszymi godzinami

Widzę moją przyszłość
Napisy na murach
Legenda za życia
Opowieść będą powtarzać


                No proszę, pomijając formę, nawet humanizmu można się doszukać - i to heroicznego! A żeby w 100% wyrazić swoją radość z „bycia stworzonym do chwały”, nie wolno przed ostatecznym rozrachunkiem ze wszelkim złem zapomnieć o strzale na wiwat (One Shot At Glory). I to jest właśnie, proszę Państwa, metal w najczystszej postaci! Energia, moc i proste zasady! Choćby nie wiem jak czarnych słów używać i tak cały album przesiąknięty jest… witalną siłą i rockandrollową radością życia! Niech mi tylko ktoś powie po przesłuchaniu tej płyty, że czuje się zdołowany, że nie czuje w żyłach tej płynącej stali i rosnących skrzydeł! Ból głowy u nieprzywykłych mogę zrozumieć, ale „doła”!?

Copyright 2000-2008 Judas Priest Music Ltd Site Design by Murray Francis
Copyright 2000-2008 Judas Priest Music Ltd
Site Design by Murray Francis
Żródło: www.JudasPriest.com


                Judas Priest został uznany przez MTV za drugi (po Black Sabbath, cóż takiego jest w tym Birmingham?)  najważniejszy zespół metalowy świata. Mało kto wie, że wprowadzenie do metalowej garderoby skór nabijanych ćwiekami przypisuje się Halfordowi (albo, po jego coming oucie, nie wszyscy chcą wiedzieć…). Pamiętam, że niewielu moich znajomych zasłuchiwało się w płyty „Księdza Judasza”, nie znalazłem też żadnej strony fanklubu z prawdziwego zdarzenia, stąd moje wrażenie, że grupa ta nie była w Polsce nadto popularna. Zwłaszcza w porównaniu z Iron Maiden. Nie zmienia to faktu, że cała rzesza muzyków cieszących się w naszym kraju dużo większą popularnością przyznaje się do inspiracji dokonaniami Judas Priest. Jako odwiecznego fana Painkillera nie dziwi mnie to wcale. Zespół nagrał co najmniej kilka tzw. „kultowych” płyt przed 1990 rokiem. Po odejściu Halforda w 1993r. nastąpił okres, którego, moim zdaniem, mogłoby nie być w historii tego zespołu, a po wielkim powrocie zespół stworzył jeszcze całkiem przyzwoity Angel Of Retribution, ale żadna inna płyta „Księdza Judasza” nie może równać się z „Bólobójcą”. Płyta trafiła w moje ręce jakiś rok po premierze i od początku pozostawałem pod jej urokiem. Nie wiem, czym karmił bym dzisiaj swoje uszy, gdybym nie przedeptał w rytm Night Crawler, Touch Of Evil i Hell Patrol, jako nastolatek, kilometrów swojego pokoju z drągiem robiącym za gitarę. Różne przeżywałem później fascynacje i różne były okresy, kiedy do Painkillera nie wracałem, ale do dziś, kiedy z głośnika dobiegają mnie pierwsze dźwięki, rozglądam się za jakimś drągiem… I nie jest to tylko pieski odruch Pawłowa…

                Jak już powiedziałem, płyta wpisuje się w pewną konwencję i jest mistrzowską jej realizacją. A że konwencja ta została oparta na bardzo prostych wartościach i sposobach ich wyrażania? To już pozostaje tylko do subiektywnej oceny odbiorcy.
                Wszystkim nieprzekonanym proponuję skromny eksperyment – zabierzcie tę płytę ze sobą do samochodu. Pamiętajcie tylko, że po jej włączeniu Wasze auto liczbę koni mechanicznych pomnoży razy dwa…


Mrok



Painkiller - ***** - grynszpan szlachetny






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz